View Colofon
Original text "Sonia ridică mâna" written in RO by Lavinia Braniște,
Other translations
Proofread

Marta Pustuła

Published in edition #2 2019-2023

Sonia podnosi rękę

Translated from RO to PL by Olga Bartosiewicz-Nikolaev
Written in RO by Lavinia Braniște

Ludzie w tych stronach bywają bardzo podejrzliwi. Chociaż sama nie wie, czy gdzie indziej przyjęliby ją lepiej. Ludzie ze strony ojca, ci z przeciwnego obozu. Nie zna w swoim otoczeniu starszych wiekiem par, których relacja opierałaby się na przyjaźni, a nie wzajemnej wrogości. Nawet jeśli trwają w związkach aż po grób. Może i są gdzieć tacy, co się przyjaźnią przez całe życie albo i dłużej, ale jest ich niewielu, to szczęściarze ukrywający się przed wzrokiem innych tak skutecznie, że kiedy ty, młody, rozglądasz się wokół, to prędko nabierasz przekonania, że osoba u twojego boku na pewno zmarnuje ci życie. Zaś kiedy dwoje ludzi się rozstaje i pomimo wspólnego potomstwa zaczynają wszystko od nowa, stają się dla siebie jeszcze większymi wrogami. „Nie ma takiej możliwości – myśli Sonia – no po prostu nie ma takiej możliwości, żeby nowi partnerzy nie znienawidzili dzieci – reminiscencji minionego życia”.

I choć jest świadoma tego wszystkiego, to jednak wdrapuje się po schodach obskurnego, komunistycznego bloku aż na trzecie piętro, gdzie zatrzymuje się na parę sekund nie po to, by złapać oddech, ale by znaleźć w sobie odwagę i zadzwonić do drzwi. Na ramieniu ma szmacianą torbę, a w niej puszkę kawy z hipermarketu. Już wie, że jej nie podaruje, bo przez nieuwagę wzięła kapsułki do ekspresu zamiast kawy mielonej. Szukała pięknego i nietuzinkowego opakowania, zależało jej też na cenie, żeby nie było za tanio, a skończy się na tym, że będzie dziurawiła kapsułki nożem, by wysypać z nich kawę i zaparzyć dla samej siebie, w domu u dziadka. Tu przyszła z pustymi rękami.

Czwarta żona jej ojca wygląda jak wdowa ze szkolnych lektur.

Sonia spodziewała się, że będzie inna. Elegantsza, dumniejsza, bardziej wypacykowana.

Kobieta o imieniu Anișoara nosi jeszcze żałobę i wydaje się pogrążona w szczerym bólu.

Zaprasza ją do środka i obie siadają na kanapie w dużym pokoju.

Przyjęła Sonię z grzeczności, odpowiedziała półgębkiem „tak”, kiedy skontaktowała się z nią chrzestna dziewczyny, ale to jasne, że brakuje jej teraz sił na dialog i że czeka raczej, aż Sonia powie jej, czego chce i po co przyjechała.

Niczym jej nie częstuje.

Sonia ma zwyczaj ubierania wszystkiego w słowa. Wyrażanie tego, co czuje, jest dla niej ważne. Ale kiedy ubierasz w słowa rzeczy, których nie da się uporządkować, albo takie, których język nie potrafi odpowiednio nazwać, ryzykujesz skierowanie wszystkiego w niewłaściwą stronę. Czasem opowieść brzmi groźniej, niż powinna. Innym razem wydaje się błaha. Niekiedy zaś nie przypomina już wcale tego, czym była, i wzbudza w tobie strach albo po prostu zwodzi cię na manowce.

Sonia przyjechała do mieszkania ojca, bo chce zobaczyć, jak żył. Jak wyglądał jego dom, jak wyglądała przestrzeń, w której się budził co rano i w której znajdował schronienie. Ale teraz sama już nie wie, jak to wszystko ubrać w odpowiedź na pytanie „dlaczego przyjechałaś?”.

Chce poznać zapach jego mieszkania, tak jak kiedyś chciała się dowiedzieć, czym pachnie w Narodowej Radzie ds. Badań Archiwów Securitate. To było w czasach, kiedy myślała naiwnie, że wystarczy, by człowiek wszedł do Archiwum, a od razu zostanie zawalony stertą teczek. Wtedy wydawało jej się, że wszystkiego można się łatwo dowiedzieć, wyrabiając sobie przy okazji zdanie na każdy temat. To było jeszcze zanim się okazało, że w Archiwum trzeba bardzo dokładnie wyjaśnić, po co się przyszło i czego się szuka, podpisać mnóstwo papierów, a potem czekać miesiącami na przyjazd samochodu z dokumentami. Trzeba także prosić o pozwolenie na wykonanie kopii i zobowiązać się, że ujawnione dane osobowe zostaną wykorzystane tylko i wyłącznie w zadeklarowanym celu.

Liczyła na wrażenie izolacji i braku powietrza w nadziei, że zamienią się w coś nowego. W jakiś nowy stan ducha.

Mieszkanie taty jest praktycznie puste. Tylko same niezbędne rzeczy.

Poukładała razem wiadomości, które miała od mamy i chrzestnej, stąd wie, że ojciec jakoś po ‘89 podjął pracę w urzędzie miasta. Albo raczej „markował pracę” w urzędzie. A całkiem niedawno dowiedziała się jeszcze, że kilka razy zmieniał przynależność partyjną, zaś w pewnym momencie został nawet kierownikiem placu targowego w małym prowincjonalnym miasteczku. Sonia wiele razy zmieniała wyobrażenie o ojcu, teraz stało się to po raz kolejny. Dlaczego lawirował między partiami? Czy naprawdę był aż takim oportunistą? Kiedy teraz widzi jego skromne mieszkanie, jest rozczarowana podwójnie. Spodziewała się dostatku, wręcz bogactwa. W przeciwnym razie, po co się tak kompromitować w wolnym świecie, jeśli przez „wolność” rozumiemy „byle nie jak dawniej”?

Próbowała sobie wyobrazić, w jakie dyskusje wdałaby się z ojcem przed wyborami. Nigdy wcześniej nie prowadziła z nim wyimaginowanych rozmów, a teraz pierwsze, co wpadło jej do głowy, to o czym mogliby dyskutować w tym dziwnym, drażliwym okresie kampanii wyborczej, kiedy tak wiele dzieci kłóci się z rodzicami. Kiedy niektórzy upodabniają się do wilkołaków, a w wielu rodzinach na wielu ludziach wyrastają kolce nienawiści, jak na jakichś mrocznych stworach. Czy potrafiliby dyskutować w cywilizowany sposób o swoich poglądach? Czy potrafiliby w cywilizowany sposób wymieniać opinie?

Odkąd dorosła, była niemal pewna, że obecność ojca zmieniłaby jej sposób bycia, uczyniłaby ją silniejszą, bardziej odporną na wszelką niepogodę, tak jakby sama obecność mężczyzny w domu syciła powietrze testosteronem, którego mogą zaczerpnąć kobiety, kiedy chcą być twarde. Mama nie potrafiła zrobić z niej silnej osoby, wręcz przeciwnie, obciążyła ją swoimi lękami i słabościami, przekazując jej mentalność samotnej, zaszczutej kobiety. Jedyną użyteczną rzeczą, w jaką ją wyposażyła – jak się Soni wydaje – jest to, że zawsze potrafi ukryć łzy.

Ale to, w co wierzyła do tej pory, czyli ojciec jako gwarant stabilności, rodzaj kotwicy, pewnik, teraz nagle wydaje jej się czymś, co tak naprawdę mogło być skrajnie destabilizujące, co wprowadziłoby jeszcze więcej zamieszania. Może mama postąpiła właściwie. Nie tylko się z nim rozstała, ale też zrobiła wszystko, żeby trzymać go od niej z daleka. Pewne jest, że Sonia nigdy się nie dowie, jak by to było z nim, i najlepszą rzeczą, jaką może zrobić teraz, to ślepo zaufać matce, obdarzyć ją zaufaniem, którego odmówiła jej w okresie dojrzewania, kiedy – niezadowolona z własnej osoby – szukała winnych, przeciwko którym mogłaby się zbuntować. I znalazła matkę, bo tylko ją znała.

Z nim czy bez niego, może byłaby dokładnie taka sama jak teraz, równie nieodporna i niepewna, niezdolna do bycia twardą wtedy, kiedy jej się wydaje, że tak trzeba, niezdolna do większej zemsty niż rozbicie czyjegoś ulubionego wazonu. Czytała w końcu o badaniach nad bliźniakami, które, rozdzielone przy urodzeniu i adoptowane przez różne rodziny, i tak prowadziły później niewiarygodnie podobne życie. Albo kończyły takie same studia, albo każde z nich trzykrotnie się rozwodziło.

Widząc, że Sonia siedzi z dłońmi na kolanach i milczy, Anișoara zagaja w końcu rozmowę.

– Mówiłam już Claudii, która mnie tu parę razy odwiedziła. Zapisał mi w testamencie tylko mieszkanie. Ja też bym tak zrobiła, gdyby sytuacja była odwrotna, tak się umówiliśmy. Nie wiem, co Claudia sobie wyobraziła, ale podpisanego aktu nie można podważyć.

Sonia wciąż milczy. Nie przyszła tu, by oskarżać kobietę, że dostała w spadku mieszkanie. Powinna przerwać i jej to wyjaśnić.

– Kochał panią? – pyta zamiast tego.

– Ja też włożyłam w ten związek mnóstwo wysiłku, choćby dlatego, że go tolerowałam – mówi Anișoara, a jej oczy jakby wilgotnieją.

– Proszę mi wybaczyć, jeśli moje pytanie było zbyt osobiste… Byłam ciekawa, czy… czy on był zdolny do uczuć.

– Może te inne kochał. Kiedy był młodszy… Może twoją matkę…

Wszystkie kobiety – żony i córki – mają wrażenie, że te inne dostały od niego więcej miłości, ponieważ żadna nie potrafi pogodzić się z tym, że był tak podłym człowiekiem.

Tak to już jest, niektórzy ludzie bywają podli.

– Mogę obejrzeć jego rzeczy? – pyta Sonia.

– Po co?

– Z ciekawości… Bez obaw, przyjechałam tu tylko po to, żeby wyrobić sobie jakieś pojęcie.

– Dlaczego przyjechałaś dopiero teraz? Dlaczego nie szukałaś z nim kontaktu, kiedy jeszcze żył?

More by Olga Bartosiewicz-Nikolaev

Błądząca płeć. Trylogia

Przed bramą ciotki Nicolety zebrało się sporo ludzi, żeby towarzyszyć wujkowi Titiemu w jego ostatniej drodze. Temu samemu wujkowi Titiemu, który wprawdzie lubił zajrzeć do kieliszka, ale poza tym był człowiekiem uczciwym i wesołym. Wielkie nieszczęście spadło na jego żonę, a przecież byli jeszcze młodzi, niezbadane są wyroki boskie, przecież tak o niego dbała, dzień w dzień przykładała mu na czoło zimne kompresy, chodziła z nim po lekarzach, o proszę, nawet teraz widać, jak wspaniale się z nim obchodzi, wystarczy spojrzeć na trumnę z pięknego drewna, dam głowę, że to jawor, i kazała kobietom ...
Translated from RO to PL by Olga Bartosiewicz-Nikolaev
Written in RO by Cristina Vremes

Nadejście

Sprawy przybrały dziwny obrót pewnego niedzielnego sierpniowego poranka, kiedy pierwsi przechodnie przemierzający plac Parvis Notre-Dame – pracownicy okolicznych bistr – dostrzegli jakiś bliżej nieokreślony obiekt, coś, co wyglądało jak gigantyczny pocisk ułożony na ziemi z czubkiem skierowanym w stronę katedry i denkiem w stronę prefektury policji. Na pierwszy rzut oka pocisk mierzył około dwudziestu metrów długości i pięciu metrów średnicy. Barmani i kelnerzy podchodzili bliżej z zaciekawieniem, okrążali obiekt, po czym wzruszali ramionami i wracali do swoich restauracji. Tak to wyglądało ko...
Translated from RO to PL by Olga Bartosiewicz-Nikolaev
Written in RO by Alexandru Potcoavă

W zawieszeniu

Dzień zaczyna się wcześniej, niż zakładałam. Nastawiłam budzik na piątą pięćdziesiąt sześć z kilku powodów. Po pierwsze, chciałam mieć czas na półgodzinną medytację o świcie, żeby tabletka wspierająca funkcje tarczycy zdążyła się wchłonąć przed poranną kawą, potem miałam w planach trening spalająco-wzmacniający z ciężarem własnego ciała; w międzyczasie miałam pamiętać o bojlerze, który nagrzewa się przez około cztery godziny, co z kolei daje mi wystarczająco dużo czasu na wykonanie sekwencji jogi na rozluźnienie serca bez narażania mieszkania na zalanie: termostat nie działa, woda za mocno si...
Translated from RO to PL by Olga Bartosiewicz-Nikolaev
Written in RO by Cristina Vremes

Spotkanie po latach

Gotowe. Zabrałem bagaż, garnitur w pokrowcu, łyżkę do butów i oddałem klucz. Do domu mam sześć godzin jazdy samochodem, ale droga powrotna trwa krócej. Opuszczam szybę i z głową wystawioną przez okno przemierzam coraz szybciej główny bulwar miasta. Ostudzone przez wieczór i prędkość powietrze smaga mi policzki, przywodząc na myśl szorstkość gąbki do demakijażu. Mam wrażliwą cerę i nie znoszę zabiegów, którym są poddawani prezenterzy wiadomości, by nie wyglądali na ekranie jak księżyc w pełni – aplikuje się im na twarz warstwę pudru, która jest później zeskrobywana tymi kosmatymi gąbkami. Kiedy...
Translated from RO to PL by Olga Bartosiewicz-Nikolaev
Written in RO by Alexandru Potcoavă

Szumy i piski

Pod sam koniec podróży pociągiem ujrzał przez zabrudzone okno krawędź nieba. Wstał, żeby wyglądnąć też z drugiej strony przedziału, i zbliżył się do mężczyzny, który spał z twarzą schowaną za zasłoną, z dłonią spoczywającą pewnie na leżącej na siedzeniu obok małej walizce podróżnej. Tak, z jego okna widok był taki sam. Ciemna płachta w kolorze indygo przystawała równoległe do rozległego, pokrytego suchą trawą pola. A u jej krawędzi widniał jasny i przejrzysty pas w odcieniu niebieskim, wyglądający z oddali jak zawieszone między niebem i ziemią morze. Gdzieś nad tą płachtą w kolorze indygo był...
Translated from RO to PL by Olga Bartosiewicz-Nikolaev
Written in RO by Lavinia Braniște
More in PL

Na przekór wiośnie

W przytłaczającym świetle taniej jarzeniówki Marijana Grujić obmywa nogi z pyłu. Jest jeszcze bardzo młoda, wciąż biega, zamiast chodzić, brudzi buty w błocie, byle uniknąć asfaltu. Myśli o tym, że do wczoraj grała w gumę bez ani jednej skuchy, a dzisiaj pocałował ją chłopak, wepchnął jej w usta ciepły szorstki język.       – Życie się zmienia – tak mówi babcia – życie ciągle się zmienia, i to na gorsze.       „A jednak – myśli Marijana Grujić – język jej nowego chłopaka to dobra odmiana”. Bo nawet jeśli trzydzieści razy z rzędu przeskoczyłaby gumę bez skuchy, w końcu i tak zaczęłoby brakować ...
Translated from SR to PL by Aleksandra Wojtaszek
Written in SR by Ana Marija Grbic

Zmiana

– Proszę jechać windą, ja pobiegnę schodami – woła młody lekarz i rzuca się w dół klatki schodowej, przeskakując po parę stopni na raz. Nie może nie zdążyć. Kilka tygodni wcześniej, jeszcze w połogu, matka zgłosiła się do pediatry: dziecko nieustannie płakało. Na pierwszej wizycie usłyszała: – Niech go pani raz a porządnie nakarmi, to się wreszcie uspokoi. W drugiej przychodni powiedziano jej: – To przecież kolka. Pani odstawi smażone potrawy. Mleko się pani poprawi, a dziecko przestanie tak wyć. W prywatnym gabinecie lekarz po prostu się roześmiał: – A co ma nie płakać? Przecież to now...
Written in PL by Joanna Gierak Onoszko

Very Important Person

Znów cały dzień wgapiałem się w błyszczące cyfry nad windą. 8… 7… 6… 5… 4… 3… 2… 1…       – Dzień dobry, panie Seljak.       Zawsze go witam, wszak wykonuję swoją pracę profesjonalnie. Odpowiada mi milczeniem, on też jest profesjonalistą. Kiedy mam szczęście, na jego kamiennej twarzy pojawia się zmarszczka. Jeśli ma dobry dzień, unosi prawą brew, jakby chciał mi powiedzieć: „Wiem, że tu jesteś, ale ja działam po dyrektorsku”.       Ileż to razy mówiłem sobie, że zostawię go w spokoju. Że na ignorowanie odpowiem ignorowaniem. Ale moja mama nauczyła mnie, że wobec ludzi w garniturach i krawatach...
Translated from SL to PL by Joanna Borowy
Written in SL by Andraž Rožman

Półżycie

Casablanca, 1954 Spośród odgłosów bawiących się dzieci codziennie wyławia kilka dźwięków, których kurczowo się uczepia. Zbiera nieliczne odgłosy dochodzące zza ściany. Mimo że nigdy nie opuszcza swojego pokoju, po kilku miesiącach zna wszystkich sąsiadów, wie, że do ludzi obok ciągle przychodzą wierzyciele, co nie ma sensu, bo mężczyzna nie zamierza zapłacić. „Po moim ogołoconym z organów trupie”, słyszy, jak mówi do żony, gdy wierzyciele znikają. Kiedy wychwytuje takie rzeczy, czuje się częścią historii i tajemnic innych ludzi. Naprzeciwko mieszka staruszek, który każdego ranka stawia stołek...
Translated from NL to PL by Ewa Dynarowicz
Written in NL by Aya Sabi

Szczerze mówiąc, kochanie, nic mnie to nie obchodzi

Marek rzuca mnie na łóżko, a coś w jego twarzy i w sposobie, w jaki mnie chwycił, sprawia, że zupełnie tracę orientację, jakby zmiotła mnie lawina; nagle nie umiem powiedzieć, gdzie jest góra, gdzie dół. Trwa to zaledwie ułamek sekundy, już po chwili jego ręce wyciągają mnie na powierzchnię – wciąż leżę na materacu, ale góra i dół nieodwołalnie wracają na swoje miejsce. I dopiero teraz zdaję sobie sprawę, co widziałam, dopiero teraz to do mnie dociera, choć jeszcze nie w pełni: krótki, ulotny rozbłysk, jak kiedy ktoś na moment zapala światło i zaraz je gasi. Człowiek wie, że coś zobaczył – naw...
Translated from CZ to PL by Agata Wróbel
Written in CZ by Lucie Faulerová

Tapioka

Pomruk silnika należącej do stowarzyszenia furgonetki obwieścił, że nadeszła pora obiadu. Słońce prażyło tak mocno, że aż nie dało się go zobaczyć. Starzec stał pod figowcem w brudnej, rozchełstanej koszuli, a na ustach, w których trzymał papierosa, malował się ironiczny uśmiech. Przyglądał się, jak Brazylijka – dwie wielkie mokre plamy pod pachami uniformu i równie przepocone plecy – wysiada z pojazdu, bierze siatkę z jedzeniem i idzie do służącej za kuchnię przybudówki, gdzie przeważnie przesiadywał. – Panie João! Panie João! Uśmiech uwydatnił na twarzy wszystkie zmarszczki, z których spły...
Translated from PT to PL by Gabriel Borowski
Written in PT by Daniela Costa