Wystukuję na klawiaturze: TERMINACJA ZŁAMANEGO SERCA. To musi się natychmiast skończyć. Znajduję cudze historie, nie chcę historii, chcę rozwiązań, a nie współczucia. Wpisuję: TRANSFORMACJA. Wyszukiwarka informuje, że może być matematyczna albo genetyczna. Wybieram tę drugą, dokonując tym samym pierwszego wyboru. Mam już dość tego ciała, za wiele osób je całowało, być może jest popsute, nierozważnie się z nim obchodziłam, zbyt swobodnie, ono musi zniknąć, zmienić się i udoskonalić. Transformacja genetyczna. Na ekranie pojawia się kuracja sokowa. „Przejdź transformację i stań się nową wersją siebie”. Słoik jest pełen soku pomarańczowego o tak jaskrawym kolorze, że wydaje się niemal chemiczny. Obok leży pęczek marchewek, kilka rumianych jabłek i parę jagód, które usiłują uciec. Natychmiast klikam: sto czterdzieści osiem euro za trzy dni. To za mało. Chcę wydać więcej. Chcę wymazać wszystko, więc najlepiej też wszystkie pieniądze, jakie mam.
Na innej stronie mogę zaprojektować swoją idealną twarz. Ściągam kąciki oczu w dół, powiększam uszy i rozciągam policzki, ale to nic nie daje. Nadal wyglądam jak kobieta, która chce zniknąć. Myślałam, że mi się polepszy, jeśli będę bardziej podobna do swojego samopoczucia. Nic nie pomaga, a jak nic nie pomaga, to walę w komputer. Słyszę drżenie klawiszy pod palcami, zaciskam dłonie w pięści i walę dalej, laptop się chwieje, za każdym ciosem terkocze coraz głośniej, zaciskam powieki i walę jeszcze mocniej, nabieram ochoty, by oderwać ekran. Ostry dźwięk sprawia, że łapię się za uszy. Ostrożnie otwieram oczy. Wpatruje się we mnie jakiś piesek o wielkich, wilgotnych oczach. Liże łapę i znowu wbija we mnie wzrok.
– Nie bój się – mówi.
Nie boję się.
– Kliknij tutaj – dodaje.
Przesuwam kursor na kopertę po prawej stronie jego łapy i klikam. Piesek szczeka, podekscytowany, i znika.
Oferujemy rozwiązanie
Dla wszystkich, którzy już dłużej tak nie mogą
Dla wszystkich, których serca ronią łzy
Dla wszystkich, których złamał los
Czujesz się porzucony?
Czy Twoje serce znajduje się gdzieś daleko?
Tam, gdzie sam nie możesz go sięgnąć?
Czy Twoje ciało to zaledwie powłoka przypominająca Ci o lepszych czasach?
Czy, podobnie jak tysiące innych, czegoś poszukujesz?
Nie czekaj dłużej i rozpocznij transformację już dziś.
Głos cichnie. Nie lubię stron, które do mnie mówią, ale tym razem wysłuchałam do końca. Podaję swój adres, żeby dostać pierwszą przesyłkę – bo pierwsza jest za darmo. Dziś zamawiasz, jutro odbierasz. Chcę, żeby zmieniło się wszystko, ryzyko mile widziane.
W moim pokoleniu nie otwiera się drzwi, gdy niespodziewanie rozlega się dźwięk dzwonka. Przeglądam w głowie możliwości. Wiem na milion procent, że nikt z moich przyjaciół nie przyszedłby bez zapowiedzi, czegoś takiego nigdy byśmy sobie nie wybaczyli. Za bodźcami, wkraczającymi do domu pod postacią człowieka, łatwo może się wkraść napad paniki. No chyba że. Jest jedno „chyba że”. Jeśli to ty. Wszystko trwało tak długo, że musisz się zdobyć na wielkie gesty. Zadzwonienie do drzwi mogłoby takim być. Chyba że to któraś ciotka. Ktoś, kto tak naprawdę wcale się o mnie nie martwi, ale lubi, jak mi się nie układa. Wtedy może wreszcie wziąć dziecko pod swoje skrzydła. To ostatnie, na co mam ochotę. „Jak by nie patrzeć, jesteś pokiereszowana”. Cichutko przekradam się do drzwi wejściowych, bo mam wideodomofon, jestem na tyle fancy. Mogę podglądać i nikt się nie zorientuje. Bezszelestnie podnoszę słuchawkę. Ekran miga i się rozjaśnia. Przed drzwiami stoi dziewczyna w burym ubraniu i czapce z daszkiem.
– Halo?
Wstrzymuję oddech. Może jednak mnie widzi? Przysięgłabym, że kamera działa tylko w jedną stronę. Tylko ja widzę, co robi ona, nie odwrotnie.
– Mam dla pani przesyłkę.
Lekko się rozluźniam. Przesyłka to nie wizyta. Przesyłka może być gestem. Wciskam niebieski przycisk. Otwieram drzwi. Dziewczyna ma przyjazną twarz, oczy w kolorze swojego stroju i dwa dołeczki przy kącikach ust. Jest nieco zbyt młoda, by można ją nazwać kobietą, oceniam, że ma góra dziewiętnaście lat. Choć muszę przyznać, że fatalnie mi idzie ocenianie czyjegoś wieku.
– Czy mogłabym na moment wejść i wyjaśnić kilka rzeczy?
Mija mnie jednym susem i już jest w środku.
– Jestem Nico. – Wyciąga do mnie rękę. Niezręcznie nią potrząsam. – Moi rodzice nie przepadają za konwenansami.
Ma na ramieniu ciężką torbę – czarne nylonowe ustrojstwo, które z każdym krokiem obija jej się o tyłek. Dziewczyna wyciąga segregator i tablet, trzyma je w górze.
– Lubimy pracować podwójnie – mówi ze śmiechem, a dołeczki rozciągają się w linie na długość policzków. Dopiero teraz, po zamknięciu drzwi, wyczuwam jej zapach: pachnie zwierzętami, ma sierść na spodniach.
– Usiądzie pani? – pytam odruchowo. Kawy nie mam już od dawna, mogłabym zaproponować jej wodę albo whisky.
– Postoję – odpowiada, opierając się pośladkiem o mój stół. – Zawsze zaczynamy od kilku udanych transformacji.
Pokazuje mi na tablecie zdjęcie golden retrievera w objęciach ekstatycznie roześmianej kobiety. Nico przewija w prawo – kolejne zdjęcie innej pary. Tym razem wąsaty mężczyzna i jego jack russel. Oni też wyglądają na bardzo zadowolonych.
– Zacznijmy od początku. – Dziewczyna wyciąga z segregatora kilka papierów. – Jestem dość chaotyczna, proszę nie mówić szefowi. Muszę zmierzyć pani ciśnienie. Ile ma pani lat?
Zaczynam się zastanawiać, czy nie pomyliła adresu.
– O, już widzę. Trzydzieści cztery lata, w takim razie zasadniczo nie musimy pobierać krwi. Choć byłoby lepiej, bo moglibyśmy ostrożnie prognozować przebieg pani transformacji. Tylko proszę mi później nie wypominać.
Jeśli ona nie usiądzie, to ja to zrobię, bo od jej gadania kręci mi się w głowie.
– Okej, zmierzymy ciśnienie? Nie przepadam za tym, w ogóle nie przepadam za dotykaniem innych ludzi. Ich skóra potrafi być taka miękka, nie lubię tego. Pani nie jest taka stara, tylko całkiem młoda, przepraszam, więc powinno być w porządku. A jeśli woli pani, żebym wcześniej wszystko wytłumaczyła, to oczywiście mogę to zrobić. Właściwie nawet powinnam. Znowu dużo za dużo gadam, mój szef mówi, że za dużo gadam. Enyłej, zaraz wszystko wytłumaczę.
Nico odrzuca z twarzy kilka kosmyków i wyciąga z torby pudełko.
– Wie już pani, kiedy będzie pani zaczynać?
Musiała poznać po moim spojrzeniu, że nie mam pojęcia.
– Nic nie szkodzi, może pani zacząć, kiedy tylko pani chce. Muszę jedynie powiedzieć, że dzień wcześniej nie wolno nic jeść. Jak dla mnie megairytujące, ale w końcu to nie ja się będę transformować. Więc na czczo następnego dnia zaczyna pani od pierwszej tabletki, a do tego pije pani tę saszetkę. Ma pani ekspres do sodówki? Smakuje to dość wstrętnie, więc niektórzy wolą, żeby było gazowane. Ja tam nie wiem. Ja bym po prostu łyknęła wszystko na raz, no ale to ja. Niektórzy potrafią wziąć i rozszerzyć gardło, a pani? Jeśli tak, to ja bym tak zrobiła.
Głos Nico zanika w tle, a ja patrzę na opakowanie z pięcioma przezroczystymi tabletkami, kapsułkami wypełnionymi żółtym płynem.
– Co się stanie, gdy wezmę pierwszą tabletkę?
– Jeszcze nie za wiele, pierwszy cykl ma przede wszystkim podnieść niektóre wyniki. Witaminy, antyoksydanty, te sprawy. W drugiej fazie ruszymy z redukcją, a w trzeciej rozmontujemy to, co wcześniej zbudowałyśmy. Będzie pani bardzo chora, zakładam, że już pani to wszystko przeczytała, ale mam obowiązek jeszcze raz o tym opowiedzieć. Jestem teraz grzeczną konsultantką.
Ściąga usta i wzrusza ramionami. Nie czytałam prawie nic.
– Nie wolno mi już robić porównań do chemioterapii, ale tak naprawdę do tego się to sprowadza. System odpornościowy jebut, wysadzamy wszystko w powietrze, trucizna w żyły, chemiczna żółć, wszystko to dzieje się u nas, mamy fajne krzesła, czasem sobie na nich siadam po godzinach. Enyłej, impreza na całego zacznie się dopiero potem, jak już będzie pani całkiem słaba, a chwilę wcześniej jest moment na zmianę zdania, można się jeszcze wycofać. Potem klamka zapadła.
Podsuwa mi jakieś papiery.
– Jakby pani mogła podpisać.
„Jestem w pełni świadomy/-a ryzyka”.
To wszystko, co chciałam zobaczyć. Im większe ryzyko, tym lepiej. Smaruję wielkimi zawijasami podpis pod datą.
– Mega – mówi Nico. – No, to jedziemy z tematem.
Podaje mi dłoń.
– Pierwsza przesyłka jest gratis. Następną przyniosę za pięć dni. Opłata ściągnie się automatycznie, podpisała pani zgodę. W trzeciej fazie może się pani jeszcze wycofać, muszę to dodać.
Znika równie nagle, jak się pojawiła.
Zamykam za nią drzwi, wyczuwam w swoim domu obecność tabletek, proszku i broszury. Pędzę do nich.
Jak wiele innych osób, pragniesz zostać psem. Psie życie jest pełne zabaw i niespodzianek. Przewidywalność kolejnych dni nie będzie już przeszkodą, a źródłem zadowolenia. Psy postrzegają świat inaczej, a nade wszystko właściciel obdarza je wielką miłością i właśnie o to nam chodzi. Pamiętamy o ludziach pogardzanych przez społeczeństwo, o wyrzutkach, osobach porzuconych, o partnerach, którzy jeszcze nie chcą się poddawać. O tych, którzy mimo opuszczenia nadal kochają swych wybranków. O ludziach, dla których złamane serce nie jest przystankiem końcowym. Bo takim być nie musi. Przeprowadzimy Cię przez proces tranzycji, nasi eksperci będą Cię wspierać w każdej kolejnej fazie. Nikt nie musi przyjmować swych cierpień miłosnych za fakt. Wreszcie połączymy Cię z ukochaną osobą. Gdy będziesz psem, wolno Ci będzie kochać swojego partnera bez ograniczeń: do woli skowycz i proś o jego uwagę, ocieraj mu się o nogi, razem ruszajcie w nieznane. Staniesz się wiernym kompanem u jego boku. Będziecie nierozłączni. Już nigdy nie zabraknie Ci miłości. Twoje pragnienie to nasza misja.
Kobieta na zdjęciu tuli golden retrievera, próbuję dostrzec coś w oczach psa. Otacza łapami jej szyję, wciska pysk we włosy. Kartkuję dalej aż do drobnego druczku.
Połączenie
Niemal 98 procent naszych klientów, którzy pomyślnie przechodzą tranzycję, w końcu wraca do swych ukochanych. Prosimy jednak o odrobinę cierpliwości w tej kwestii, gdyż nie wszyscy ukochani poszukują psa czy w ogóle chcieliby mieć takie zwierzę. Ty wiesz o tym najlepiej. Dyskretnie pracujemy nad zmianą. Proces trwa tym dłużej, im bardziej konieczne jest podawanie ukochanej osobie zastrzyków z serum, które wzmaga chęć posiadania psa. Czasem mówimy tu o miesiącach (a w niektórych przypadkach o latach). Proszę mieć tego świadomość. Na szczęście miłość nie gaśnie szybko, więc prosimy o zaciśnięcie zębów jeszcze przez chwilę.