View Colofon
Original text "De hel" written in NL by Aya Sabi,
Other translations
Mentor

Alicja Oczko

Proofread

Marta Pustuła

Published in edition #2 2019-2023

Półżycie

Translated from NL to PL by Ewa Dynarowicz
Written in NL by Aya Sabi

Casablanca, 1954

Spośród odgłosów bawiących się dzieci codziennie wyławia kilka dźwięków, których kurczowo się uczepia. Zbiera nieliczne odgłosy dochodzące zza ściany. Mimo że nigdy nie opuszcza swojego pokoju, po kilku miesiącach zna wszystkich sąsiadów, wie, że do ludzi obok ciągle przychodzą wierzyciele, co nie ma sensu, bo mężczyzna nie zamierza zapłacić. „Po moim ogołoconym z organów trupie”, słyszy, jak mówi do żony, gdy wierzyciele znikają. Kiedy wychwytuje takie rzeczy, czuje się częścią historii i tajemnic innych ludzi. Naprzeciwko mieszka staruszek, który każdego ranka stawia stołek między bawiącymi się dziećmi, a potem do południa krzyczy, że zakłócają jego spokój i że dzisiejsza młodzież nie ma wstydu. Ona wyobraża sobie, że siada na jego miejscu, a potem zagląda w swoje własne okno, albo że jest dzieckiem i zastanawia się, jak najskuteczniej dokuczyć mężczyźnie. Teraz chłopcy kopią piłkę o nogę stołka, można by wymyślić coś lepszego. Od kilku tygodni prowadzi też rozmowy z tymi ludźmi. W myślach opowiada im o swojej rodzinnej wiosce i podróży, którą odbyła, kiwa głową ze zrozumieniem, ze śmiechem lub z oburzeniem, gdy skarżą się na wierzycieli, starego, zrzędzącego mężczyznę i niegrzeczne dzieci: „Ale to dzieci! Potrzebują miejsca do zabawy, a tu w mieście już i tak prawie go już nie ma. Zabudowaliście każdy metr. Postaw swój stołek kilka metrów dalej!”. Albo: „Zabierzcie mu stołek, kiedy pójdzie do środka po zapałki, żeby zapalić papierosa!”. Po co doświadczać wielkich rzeczy, jeśli nie można się nimi z nikim podzielić, to zupełnie bez sensu. Każdemu daje inny głos i inne cechy, zmienia ton. Opowiada im o sobie.

Piekło zna z piątkowych kazań w wiosce. To miejsce, w którym ból nigdy nie mija, tylko narasta, gdy myślisz, że najgorsze już za tobą, i ten sam ból jest teraz między jej nogami. Z początku myśli, że jej ciało płonie, ale kiedy patrzy, nie widzi ognia. Ból przesuwa się w dół. Po miesiącach ciszy znowu słyszy dźwięk własnego głosu. Jej męża nie ma zaledwie pół dnia, w ciągu półtora dnia dotrze do jej matki, aby powiedzieć, że u niej wszystko w porządku, podczas gdy w rzeczywistości ona nie żyje. Krzyczy i krzyczy, jej głos staje się ochrypły, potem utyka w gardle, nie może już wykrzyczeć bólu z ciała. Świat się rozmywa i przez chwilę nie wie, jaką pozycję zajmuje względem podłogi i sufitu. Potem pojawia się nad nią jakaś postać. Sąsiadka z góry przegania swoje dzieci, niesie ją na dywan, wpycha jej pod głowę poduszkę, nastawia wodę, w międzyczasie woła przez okno, żeby ktoś poszedł po Lallę Cherki. „Lalla Cherki?” To położna. Dlaczego mają iść po Lallę Cherki? Przecież umiera.

Już nie pamięta, ile czasu zajęło jej zrozumienie życia. Kobieta. Mężczyzna. Dziecko. Parter wysokiego domu. To wszystko bardzo proste. Ból powoli ustępuje. Jej skołowana, senna głowa paruje. Jej brzuch nawet się nie powiększył w czasie ciąży. Niemowlę ukrywało się w jej dziecięcym ciele.

Znowu krwawi między nogami. To nie rana, przy której przez chwilę odczuwasz ból, zakrywasz to miejsce albo ściskasz skórę bandażem, aby po kilku godzinach powstał strup, a po kilku dniach pojawiła się nowa skóra. Ten ból nie mija, rana nigdy się nie zabliźni. Krew nie znika, chociaż myje się dwadzieścia razy dziennie. Mimo to nie przestaje. Dopóki się myje, nie słyszy płaczu dziecka. Dzieci sąsiadów z góry dopominają się o śniadanie. Pukają do jej zamkniętych drzwi, ale ona nie otwiera. Kiedy dziecko przestaje płakać, słyszy sąsiadkę zbiegającą po drewnianych schodach, szepczącą jej imię przez zamknięte drzwi. Sąsiadka z góry chce jej pomóc przy pierwszym dziecku, nauczyć, jak to jest być matką. Ale ona się pozamykała, nie chce nikogo widzieć. W środku jest brudno. Nie może zaparzyć herbaty w domu, który pachnie śluzem, utraconą krwią i popłodem. Natychmiast pali w ogniu liście mięty. Dusi się w dymie, bo zamknęła jedyne okno i jedyne drzwi w pokoju. Sąsiadka z góry puka do drzwi. Dziecko krzyczy. Ale ona trzyma wszystkie okna i drzwi zamknięte.

Gdy miasto pogrąża się we śnie, tak cicho, jak to możliwe, otwiera okno i wysuwa głowę na zewnątrz. Światła gwiazd nic jeszcze nie przesłania, na niebie może dostrzec ciała niebieskie. Chciałaby śnić o gwiazdach, ale w nocy siedzi na barkach srebrnego smoka latającego wysoko nad jej rodzinną wioską. Chce go poprosić, aby obniżył lot i przechylił się nieco w prawo, żeby mogła zajrzeć do domu matki, jednak nie umie wydać z siebie dźwięku. Smok leci coraz wyżej, aż ziemia znika. Co kilka godzin budzi ją hałas, lecz gdy dociera do niej, że to krzyczy dziecko, znowu beztrosko zasypia.

Pierze dywany co dwa dni. Szoruje garnki wybielaczem, dopóki spod rdzy nie wyłoni się nowa warstwa. Czyści gąbki, zanim zacznie szorować nimi garnki. Zanim użyje warzyw, myje je siedem razy. Myje kran w ścianie, zanim wodą umyje warzywa. Nigdy nie wyciera szklanek w środku. Nawet jeśli dla pewności trzykrotnie uprała kuchenne ścierki, stawia je do góry nogami, wtedy wypłynie z nich woda i zabierze ze sobą brud. Kiedy chce się napić, najpierw wącha szklankę, zanim wysuszy ją z zewnątrz ścierką. Tym sposobem zrobienie sobie śniadania zajmuje jej godziny i gdy skończy jeść, może zacząć przygotowywać obiad, a kiedy wreszcie skończy – kolację. W nocy natychmiast zasypia.

Jest środek nocy. Płacz ucichł na chwilę. To jej szansa, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, myśli. O tej godzinie sąsiadka z góry już nie zejdzie. Otwiera zasuwę i najpierw tylko uchyla drzwi. Ona tam stoi. Cały czas siedziała na schodach. Blokuje stopą drzwi, aby nie zostały jej zatrzaśnięte przed nosem. Kiedy sąsiadka patrzy na dziecko w rogu pokoju, wydaje jej się, jakby i ona sama widziała je po raz pierwszy, mimo że często je przenosiła, aby wyczyścić mu pod ciałkiem i w kątach pokoju. Potem wszystko robiła odwrócona plecami do dziecka. Po prostu wyglądała przez okno. Dzwoni jej w uszach, ponieważ niemowlę płakało od wielu dni bez przerwy, a teraz całkiem umilkło.

„Coś ty zrobiła? Czy nigdy jej nie przewinęłaś? Nigdy nie przystawiłaś jej do piersi? Ona nie żyje. Nie żyje”. Spogląda w dół i widzi mokre plamy na swojej sukience na wysokości piersi. Sąsiadka wyrzuca ręce do góry i krzycząc, bije się na przemian po twarzy i udach. Długo trwa, zanim łapie się za głowę i siada po turecku, próbując się uspokoić. Potem nastawia wodę, bierze wiadro i zmywa wszystkie nieczystości z ciałka dziecka. „Powiedz mu, że urodziła się martwa”. Woła swojego męża i w środku nocy wyruszają na cmentarz. Jeśli sąsiadka i jej mąż zapłacą wystarczająco dużo, grabarze nie będą zadawać pytań.

Tylko zapomniała im powiedzieć, żeby wybrali dla dziewczynki dorosły grób. Pod ziemią musi jeszcze stać się kobietą. Nie wie, jak jest tam na dole, jednak na pewno lepiej niż tutaj. Dawniej dziewczynki były chowane żywcem. Ona najpierw pozwoliła jej umrzeć. W ten sposób umarła raz, nie będzie umierać wciąż na nowo – opuszczając swoją wioskę, machając matce na pożegnanie, leżąc pod mężczyzną tak starym, że cuchnie śmiercią. To potrwa rok, może dwa, a potem już nigdy więcej o tym nie pomyśli, ale nawet po roku czy dwóch pozostanie obecne we wszystkim, co robi. Kiedy będzie jadła naleśniki, nie będzie już mogła, ale i tak zje jeszcze jeden, dla niej, swoje przyszłe córki będzie jak najwięcej trzymać w domu, nienawidząc ich za to, że ich życie w niczym nie przypomina tego, czego sama doświadczyła. Będzie je nienawidziła za to, że nie umarły nagłą śmiercią jako niemowlęta, nie poślubiły mężczyzn, którzy byli już siwi, nie były bite i dlatego, że mogły po prostu wyjść z domu. Będzie je nienawidzić, ponieważ będą miały inne zmartwienia – nierówne płace i zaczepki na ulicy – ale to nie są prawdziwe problemy. Później zrozumie, że życie jednej kobiety życiu innej kobiety nierówne. Teraz pozwolenie córce umrzeć jest czymś oczywistym. Nie wie, dlaczego miałaby zostawić dziewczynkę przy życiu.

Jej mąż wraca z rodzinnej wioski z beczkami oliwy z oliwek, które stawia w ich o wiele za małym pokoju. Pomaga mu je nosić, bo bolą go plecy. Codziennie wieczorem i rano wyciera beczki aż lśnią. Niosą zapach domu. Mąż już się na niej nie kładzie, bo piecze go tam, na dole. Nie rozmawia o tym. Kiedy ból wraca, bierze butelkę oliwy i całkowicie ją zgniata, na twarzy przypomina kobietę, która ma rodzić po raz piąty i wie, co ją czeka. Kiedy ból się utrzymuje, zwija się jak noworodek. Wykręca się i pręży w różnych pozach, w oliwie, która wyciekła na podłogę, ale na próżno: ból nie mija. Ona w ciszy sięga po czyste ścierki, aby zetrzeć oliwę z podłogi, a przez resztę dnia pierze te ścierki i dywan, rozwiesza je do wyschnięcia, a ponieważ oliwa tak bardzo się w nie wgryza, następnego dnia pierze wszystko jeszcze raz. Nie przejmuje się jego bólem, ją też bolało, przeżyła. Irytuje ją jego obecność. To, że dłużej zostaje w domu, coraz mniej pracuje. Nie rozwozi już oliwy do sklepów w Casablance. Czasami idzie do toalety. Wali w drzwi i wydaje stłumione jęki, słyszy, że szlocha.

Widzi, jak jego stan się pogarsza, bardzo szybko. Zdarza się to wielu mężczyznom w tym wieku, ale jego matka wciąż przygotowuje dla niego mikstury, bo nie chce przyznać, że on umiera i żaden magiczny eliksir tego nie zatrzyma ani nie spowolni. Czas to czas. Niecałe pół roku później nie żyje.

Robią dla niego miejsce w ziemi zaraz za wioską. To upokarzające widzieć, jak mało potrzebuje dorosły mężczyzna, gdy umiera, co pozostaje z ludzkiego życia. Jego zmarła córka jest pochowana dwieście kilometrów na północ, nigdy jej nie spotka, ona nie będzie mogła opowiedzieć o tym, co się stało, nigdy nie nauczyła się mówić. To, co się wydarzyło, zostało zapomniane, pod ziemią jest toczone przez robaki i wilgoć, w ciągu czterdziestu lat ziemia zostanie przeorana, oboje obrócą się w proch, ich groby ustąpią miejsca nowym.

More by Ewa Dynarowicz

Portret

Dom miał dębowe drzwi i okazałą fasadę, nie było tabliczek z nazwiskami mieszkańców. Trochę trwało, zanim David zszedł na dół, więc stałam i rozglądałam się po ulicy, która była spokojna i biała, nie do porównania z dzielnicą przy kanale, gdzie mieszkałam z Sam. Balansowałam pomiędzy rozmarzeniem a rozgoryczeniem, jak często w konfrontacji z rzeczami, na które nie było mnie stać. Otworzył drzwi i uśmiechnął się do mnie. Koszulę miał rozpiętą. Weszłam za nim po schodach i znowu powitał mnie jego zapach, orzechów i terpentyny. W atelier panował nieład, podobnie jak poprzednim razem, ale coś jak...
Translated from NL to PL by Ewa Dynarowicz
Written in NL by Hannah Roels

Jest okej

Zabiera swój ekspres do kawy. Nie wie, kim jest. Wie jedynie, że jest właścicielką w pełni automatycznego ekspresu do kawy De'Longhi Magnifica S ECAM20.110.B. W wersji czarno-szarej. Ponieważ nic więcej nie pamięta, każdy szczegół ma znaczenie. Gdy rano maszyna z potwornym hałasem zaczyna mleć ziarna kawy, natychmiast się budzi – podobnie jak jej sąsiedzi. Ekspres kupiła okazyjnie na Coolblue i przez cztery dni każdego ranka czekała na niego w oknie. Dzień dobry, witaj w bpost! Cieszymy się, że możemy Ci pomóc, odpowiadając na Twoje pytania. 30 marzec 2020 10:04 a.m. Dzień dobry! Moje zamó...
Translated from NL to PL by Ewa Dynarowicz
Written in NL by Aya Sabi

Nici

Poszukiwania zaczynam nieświadomie. Czuję się z nią związana w niepokojący, niewytłumaczalny sposób, a jej zniknięcie pozostawia wiele pytań. Po przebudzeniu zastanawiam się, gdzie śpi i jak żyje. Nie przestając o niej myśleć, miękko i przytulnie masturbuję się w pościeli, obserwując chmury przez uchylane okno. Mijając stoiska z owocami w naszej dzielnicy, koniuszkami palców przesuwam po skórkach pomarańczy, aż znajduję taką, która mi ją przypomina, taką o doskonałych porach. Na jej zajęcia jogi trafiłam z powodu uporczywego bólu szyi. Fizjoterapeuta zalecił właśnie metodę Iyengara, ponieważ ...
Translated from NL to PL by Ewa Dynarowicz
Written in NL by Hannah Roels
More in PL

Notatki z życia Frances Donnell

Prolog W 1945 roku Frances Donnell – pisarka i uznana hodowczyni ptactwa – przyszła na świat w Stanach Zjednoczonych. W 1983 sfałszowała własną śmierć, udając, że umiera na toczeń – chorobę, z którą się borykała od młodości. Kilka miesięcy później okazało się, że to tylko plotka. Po pewnych kontrowersjach, do których jeszcze wrócimy, Frances na wiele dekad pozostała osobą anonimową. Już w wieku XXI, przygnieciona ciężarem choroby, która nie przestawała trawić jej ciała, przybyła do Hiszpanii. Zawsze powtarzała, że opuściła swój kraj, gdy zrobiła się za stara, żeby siadać do pisania. A przecie...
Translated from ES to PL by Katarzyna Górska
Written in ES by Adriana Murad Konings

Zmiana zdania

Maixa radzi, żebym wymawiała wyraźnie wszystkie sylaby, nie siliła się na londyński akcent, nie zatrzymywała się za długo przy części teoretycznej, sprawdziła przed rozpoczęciem obrony sprzęt komputerowy, była korna, zapisała sobie pytania i sugestie komisji i zaprosiła ich na obiad w restauracji z zamkniętym menu. June uważa, że pomysł z restauracją jest do bani i sugeruje catering na wydziale, cytat Webera, połówkę valium do śniadania i podwózkę do Gasteiz. Przystaję na bibliografię i transport. Ruszamy z Bilbao z moją mamą, kuzynką i chłopakiem, ściśnięci na tylnym siedzeniu, z migocącą la...
Translated from ES to PL by Katarzyna Górska
Written in ES by Aixa De la Cruz Regúlez

Sonia podnosi rękę

Ludzie w tych stronach bywają bardzo podejrzliwi. Chociaż sama nie wie, czy gdzie indziej przyjęliby ją lepiej. Ludzie ze strony ojca, ci z przeciwnego obozu. Nie zna w swoim otoczeniu starszych wiekiem par, których relacja opierałaby się na przyjaźni, a nie wzajemnej wrogości. Nawet jeśli trwają w związkach aż po grób. Może i są gdzieć tacy, co się przyjaźnią przez całe życie albo i dłużej, ale jest ich niewielu, to szczęściarze ukrywający się przed wzrokiem innych tak skutecznie, że kiedy ty, młody, rozglądasz się wokół, to prędko nabierasz przekonania, że osoba u twojego boku na pewno zmarn...
Translated from RO to PL by Olga Bartosiewicz-Nikolaev
Written in RO by Lavinia Braniște

Glosariusz osadzonego

Glosariusz osadzonego zawiera słowa i historie osadzonych z turyńskiego zakładu karnego Lorusso e Cutugno, osadzonych w V sekcji pawilonu C przeznaczonego dla „więźniów chronionych”. Powstał jako owoc dwuletnich warsztatów kreatywnego pisania, które odbywały się w więzieniu. Każdy wie, co oznaczają słowa „dom”, „zima” czy „miłość”, ich znaczenie jest niepodważalne. Jednak w zakładzie karnym podlega ono przemianie, a przemiana owa wynika ze specyfiki miejsca: wewnątrz nie istnieje nic, co poza, słowa stają się prehistoryczne. Jakby skamieniały w przedwiecznej epoce. To właśnie w tych współdzie...
Translated from IT to PL by Mateusz Kłodecki
Written in IT by Sara Micello

Rzeczy niezmienne

Nie było jeszcze we mnie ani odrobiny strachu, więc wyciągałem ręce, żebyś mnie dotknął. Twoja dłoń opadała, w tle muzyczka jak z windy, opadająca dłoń ciepła jak kluchy, żyły jak skręcone w nieustannej ciszy węże, obgryzałeś paznokcie, aż przypominały muszelki, a twoja dłoń opadała, opad, odpad, aż napotkała moją i spletliśmy dżdżownice palców. Biedaczysko. Dawniej nosiłeś mnie na rękach, wystękiwałeś w środku nocy kołysanki, chociaż sam potrzebowałeś się położyć. Wielokrotnie podcierałeś mi pupcię, wtykałeś dżdżownice w kupy, które zostawiały ślad, i ścierałeś siki z ubrań. Dawniej musiałe...
Translated from PT to PL by Gabriel Borowski
Written in PT by Luis Brito

wypychanie ciała

Pod naszą skórą mieszczą się całe światy. O ile można wierzyć ilustracjom. Czasem nie wiem tego na pewno. Chwytam się za obojczyk. Zaczyna wystawać, kiedy podniesie się ramiona. Często tak robię. Obojczyk jest kością solidną, ale cienką. Mogłabym go złamać. Może nie gołymi rękami, ale gdybym uderzyła w niego czymś ciężkim, na przykład tą masywną kamienną figurką, to na pewno. Nie potrzeba wiele, żeby się rozpaść. Wystarczy raz się zakrztusić i po wszystkim. Co się dzieje z okruszkami, które poleciały do nie tej dziurki? Nie widzę niczego, co znajduje się za migdałkami, dyndającymi głęboko w mo...
Translated from NL to PL by Olga Niziołek
Written in NL by Nikki Dekker